Czy autyzm - tajemnicza i groźna choroba - to tylko skrajna odmiana zwykłej męskiej inteligencji? Tak wynika z nowej, kontrowersyjnej hipotezy.
Andrew Bacalao jest bystry i inteligentny. Ma 13 lat, nieźle gra na fortepianie, jest mistrzem gier komputerowych i wyśmienicie układa puzzle. Zapamiętuje numery telefonów jak komputer, a radio lub latarkę potrafi rozmontować na czynniki pierwsze szybciej, niż większość ludzi odnajduje przycisk ich włącznika. Ale gdy odwiedzi się chłopca w domu, szybko można wyczuć, że coś z nim jest nie tak. - Czy mógłbyś na nią patrzeć? - poucza go matka, dr Cindy Mears, gdy dziennikarka "Newsweeka" mówi chłopcu dzień dobry. Ale on nie wstaje z kanapy, leży z nogami do góry i nie odrywa wzroku od trzymanej w dłoniach konsolki gry elektronicznej. Za chwilę puszcza bańki mydlane, potem wybiega z domu i wali rękoma w okna. W końcu Andrew rozmawia, ale nie jest to rozmowa łatwa. Matka prosi, żeby nie bekał, a on tymczasem komunikuje gościowi: - Zaraz rozepnę ci ubranie. To ma być propozycja pomocy w zdjęciu żakietu. Ten sposób przekazywania myśli jest dla Andrew w porządku.
Co sądzić o takim dziecku? Jeszcze dwadzieścia kilka lat temu zostałoby uznane za niezrównoważone psychicznie albo krnąbrne i źle wychowane. Jak się okazuje, świat jest pełen ludzi, dla których geometria fraktali jest łatwiejsza od zdawkowej konwersacji, albo takich, którzy dostrzegą na zdjęciu rentgenowskim płuc najdrobniejszą oznakę choroby, ale nie umieją odróżnić szczerego uśmiechu od pogardliwego uśmieszku wyższości. Większość z tych ludzi można zakwalifikować jako "dotkniętych autyzmem", jednak nie w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Klasyczny autyzm to ciężkie schorzenie neurologiczne. Tak ciężkie, że część dotkniętych nim osób musi do końca swych dni pozostawać w zakładzie opiekuńczym. Ale są i tacy, którzy, dzięki wcześnie rozpoczętej terapii, radzą sobie w życiu bardzo dobrze. Bo autyzm ma wiele twarzy. W różnym stopniu zaburza organizm chorego. Czy oznacza to, że skłonności autystyczne można mierzyć w jakiejś skali? Jeśli tak, to czy istnieje wyraźna granica między normalnością i nienormalnością? Czy nienormalność jest zawsze zła?